Blog Image

Biuro Spraw Beznadziejnych

...

Więc - żebyś w trosce nie żył, więc - żebyś nie żyła w płaczu, przyjdź do mnie, ponury zwierzu, przyjdź, nocy, targana rozpaczą ...

Biorę udział w ratowaniu człowieka

Sprawozdania Posted on Wed, November 20, 2019 13:55:25

No, trochę przesadzam. Biorę udział w projekcie dostarczania defibrylatorów na trudno dostępne miejsce wypadku za pomocą autonomicznych dronów.

Nasza gejówka została wybrana na miejsce testowe i wyobraźcie sobie, że o mały włos sama byłabym w potrzebie defibrylacji, gdy po wejściu na podłodze zobaczyłam leżącego bezwładnie faceta. Był to bardzo wiarygodny manekin.

Zadzwoniłam na SOS, dostałam pytanie czy oddycha (podpowiedziano mi że nie oddycha), poinformowano jak mam udzielić pierwszej pomocy. Pompowałam go w rytmie Bee Gees Staying Alive i musiałam wdmuchać powietrze. Wreszcie powiedziano mi że dostarczony został defibrylator, więc pobiegłam po niego. Wył tak, że nie było go trudno znaleźć.

Polecam film instruktażowy resuscytacji https://www.youtube.com/watch?v=pZncRKw-DQI



Święta Łucja

Sprawozdania Posted on Sun, November 03, 2019 20:31:40

To jedna z wysp karaibskich. Rdzennej ludności, czyli karibów (z wyglądu indianie) prawie tu nie ma – na wszystkich wyspach jest ich max 10%. Dominuje czarna karnacja – potomkowie importowanych tu z Afryki niewolników. Tubylcy są bardzo życzliwi, również dla turystów. Wśród przybylców tubylców są emeryci z Ameryki Płn, Stanów i Kanady, np kanadyjczyk Randy. Ma 70 lat. Kiedy wysiadł tu na lotnisku 25 lat temu poczuł że to jego miejsce na ziemi i przyjechał tu na emeryturę. Mieszka w willi na grzbiecie jednej z gór okalających Castries, stolicę tego niezależnego Miniaturowego kraju w brytyjskim Commonwealth. Randy spotkałam w barze z bilardem gdzie przyszedł z czarnym kolegą. Mieli ze sobą futerały które wyglądały tak jakby kryły broń. Rzeczywiście, była w nich broń sportowa czyli kije bilardowe. Skręcili je, założyli po profesjonalnej trzypalcowej mitence i zaproponowali mnie i mojej towarzyszce Emilii partię pools. No cóż przegrałam z kretesem, ale uważam że to świetny sport dla emeryta.

Wszystko tu małowymiarowe, np piętrowy budynek parlamentu

Są działające budki telefoniczne

Są to wyspy wulkaniczne i można wjechać do centrum krateru wulkanu nadzorowanego z Trynidadu. Paruje tam z dziur siarka i wiadomo, że jak tylko przestanie to należy szybko zwiać, podobnie jak czynią to ptaki i inne zwierzęta. Świadczy to bowiem o zaczopowaniu i tworzeniu się pod ziemią ciśnienia i rychłego wybuchu. Są tu błota odmładzające, napapraliśmy się mocno, odmłodziły nas – bawiliśmy się jak dzieci.

Oto nasza wycieczka w kraterze, za nami dym siarkowy. A przewodniczka powtarza głośno i dobitnie po mnie “sraka, sraka, sraka”.
Są tu błota odmładzające, papraliśmy się i chyba nas odmłodziły, bo bawiliśmy się jak dzieci.
Te dwa czopki to tzw Pitony czyli dwie bliźniacze góry nad morzem. U ich stóp jest rafa gdzie nurkowaliśmy, a potem piliśmy Pitony – to tutejsze piwo, podobne smakiem do Corony.
To białe na drzewie nazywa się czasem Frankenstein, bo go przypomina nazwa angielska “frankincense”. To jest żywica z której robi się kadzidło.



Ale jazda!

Sprawozdania Posted on Fri, March 22, 2019 11:45:57

Udało mi się przełamać lekki lęk nabyty po ostatnim niezamierzonym locie narciarskim w zeszłym sezonie. Jeździliśmy w 9 osób w Ischgl gdzie wyciągów i tras moc, ale ja niestety mało jeździłam tymi stromymi. Śniegu nawaliło tak, że wszystkie offpisty były rozjechane, ale ja się niestety do tego nie przyczyniłam. Zrobił to z zakopanym skutkiem Sebastian, ale udało mu się odkopać.
Mieliśmy rutynę: narty, piwo, narty, lunch, narty, drzemka, wino piwo nalewki plus bridge, tabu. To ostatnie grane bardzo zawzięcie.
Maciek jak zwykle przedstawiał hasła dramatycznie. “007 – gleba, teren, ziemia” to znaczy “agent nieruchomości“. Sebastian miał hasło Leonardo da Vinci i powiedział “dama z łasiczką” na co Michał zgaduje “akt?”. Lidka dopowiada: “chyba łasiczki”.

Maciek woła “krzywa wieża“, Sebastian odpowiada “Piza“, Maciek odkłada kartę zwycięsko, na co Halinka “ale to ma być pizza“. Na zdjęciu: Leaning Tower of Pizza
Halinka mówi dużo glutenu i dodaje z muldami pokazując ręką wybrzuszenia, a ja nie zgadłam że chodził o chałkę.



Q and A Dubai

Sprawozdania Posted on Tue, December 25, 2018 10:20:38

Od kiedy Emiraty są niepodległe? W 1971 skończył się protektorat brytyjski.
Ilu mieszkańców wtedy liczyły? 183000
A teraz ilu mieszkańców ma sam Dubaj? Ponad 3 miliony.
A z nich ilu jest emiratczykami czyli obywatelami? Ponoć mniej niż 5% w samym mieście Dubaj, a 17% w emiracie, reszta to ekspaci, czyli migranci zarobkowi.
Jakich nacji? 200 różnych a najwięcej z Indii i Pakistanu
Jaki język najczęściej słyszałam w hotelu? Rosyjski, jest ich tu ponad 55000.
A jakim językiem mówi się w Dubaju? Angielskim, bo ekspaci nie mówią zbyt dobrze po arabsku.
Jak gęsto są tu meczety? 1 meczet na 1 km2, rzadziej niż kościoły w Krakowie
Jaki procent przychodu Dubaju pochodzi z ropy? Poniżej 1% PKB
To na czym zarabiają? Na strefie bezcłowej, bezpodatkowej, gdzie chętnie plasują się firmy z całego świata. Wielki port Jebel Ali jest częścią tej strefy. 20% przychodu pochodzi z turystyki.
A czy korporacje nie boją się tu inwestować? Przecież panuje tu prawo szariatu? Nie, w strefach wolnych panuje brytyjskie prawo common law.
Ile dźwigów całego świata pracuje w emiratach? 30%
Gdzie jest centrum Dubaju? Tu nie ma rynku głównego. Organizacja miasta jest funkcjonalna. Są rejony: plaży, hoteli, miasto akademickie, kliniki medyczne, salony samochodowe, itp. Galerie są nie tylko handlowe, ale przede wszystkim zabawowe. W największej galerii świata czyli Dubai Mall, można wejść do klatki spuszczanej do akwarium z rekinami, co jest widoczne dla odwiedzających.
Można się pobawić śniegiem i pojeździć na łyżwach.
W galerii Mall of the Emirates pojeździłam sobie nieźle na nartach, śnieg świetny. Są tam bobsleje, zjazdy na linie, pingwiny, itd.
Ale kobiety są tu jak niewolnice? Nie w Dubaju. Mają szereg przywilejów. Przekonał się o tym Marek jak go przegoniły z wagonu metra przeznaczonego tylko dla kobiet i dzieci. Uniknął dzięki temu mandatowi za 25 dolarów. Dla kobiet są osobne taksówki, kolejki i kasy, a najważniejsze są bezpieczne o każdej porze dnia i nocy.

Czy arabskie cyfry są rzeczywiście arabskie? Jak widać na obrazku – nie. Arabowie importowali je z Indii jeszcze w IV wieku pne, i rozpowszechnili po Europie.

Imponujący jest ten wybuch cywilizacji na pustyni. Od wielbłądów do 14-pasmowych autostrad, metra i chodników świetnie klimatyzowanych zawieszonych nad autostradami. Od “sierściuchów” do bogaczy kultywujących wspaniałą architekturę i sztukę. Niby jest to naśladownictwo zachodu, ale jest to naprawdę naj. Najwyższe budynki, najodważniejsza i ciekawa architektura, stok narciarski ze świetnym śniegiem, właściwie łatwiej chyba powiedzieć czego tu nie ma niż co jest. Nie ma przyrody tak jak my do niej jesteśmy przyzwyczajeni. Jedyne co nie zrobione ludzką ręką to morze i pustynia. Fascynowały mnie lasy słupów trakcji elektrycznej, która to ledwo nadąża za tempem budowy. W ciągu ostatnich 7 lat Dubaj powiększył się 4 krotnie. Budynki musiały stać w kolejce do podłączenia prądu.

Ambicja żeby wszystko było wspaniałe kieruje tu nie tylko obrzydliwie bogatymi ale również przeciętnymi. Każdy sklep czy hotel musi być imperial, royal, luxury, majestic, glamour, hyper, etc. Wystroje aż kipią złotem, diamentami, światełkami, co dla minimalistycznego gustu ze Skandynawii może być wyzwaniem. Ale te marmury i świecidełka nie pokrywają bylejakości. Wszystko tu funkcjonuje jak należy, a serwis jest wprost fenomenalny. Naprawdę zależy im na zadowoleniu turysty. Na wstępie naszego pobytu trafił się zgrzyt, bo się okazało, że pierwszej nocy nie było pokoju z widokiem na morze za który zapłaciliśmy. Byliśmy rozwścieczeni choć dano nam najbardziej luksusowy apartament z widokiem na miasto, prawie taki duży jak nasze mieszkanie, sam natrysk miał ok 10m2.
Widok niezły…

wolę jednak widok na morze.
W ramach przeprosin zaproszono nas na dwie luksusowe kolacje i cały czas się dopytywano czy jesteśmy już zadowoleni. W powrotną drogę wyjeżdżaliśmy o 4 rano a proponowano nam zaserwowanie śniadania. Personelu jest tam chyba więcej niż gości.
Dlaczego najwyższa budowla świata w Dubaju nosi imię szejka Abu Zabi? Burj to wieża a Chalifa to imię szejka Abu Zabi. Gdyby nie ten szejk to nie skończono by budowy. Trafił się bowiem w jej trakcie kryzys finansowy i skończyły się kredyty dubajskich inwestorów. Wykupił ich szejk Chalifa. Ten dubajski Pałac Kultury dominuje wszędzie w pejzażu i imponuje fraktalowatą urodą.

Jak szybko jedzie winda na 124 piętro? 10 m na sekundę, czyli w minutę na 124 piętro. Zatyka trochę uszy, ale nie wbija w podłogę. Z jak daleka widać wieżę? Jak Tatry z Krakowa, ok. 95km. A tak widać z góry fontanny pod wieżą.

Zmienił mi się mój standardowy obraz araba terrorysty i głośno krzyczącego chama jakich doświadczyłam w tramwajach typu orient express w Goteborgu. Tutaj są delikatni, mówią zazwyczaj ściszonym głosem, czego uczą też swoje dzieci, nie przepychają się. Podobnie jak inni nie rozróżniają polaka od ruska, podobnie i my nie rozróżniamy emiratczyka od np jemeńczyka, i na pewno nie dubajczyka od abuzabijczyka.



Diva piękna, wiecznie żywa i w dodatku śpiwa!

Sprawozdania Posted on Mon, October 08, 2018 13:46:25

Wspaniałe popisy artystyczne div z Biura udowodniły, że muzyka ukoi każdą beznadzieję.
Był Phantom of the Obora, z widłami
No i te stroje!!!
Buduar z kranem nad wanną konweniował z łososiowym atłasem Ewy i nie tylko
A to tył Królowej nocy
Było tłoczno ale jak to mawiają w Szwecji – jeśli jest miejsce w sercu to i tyłek się zmieści. Zmieściły się wszystkie.



Strażacy po pracy

Sprawozdania Posted on Tue, August 21, 2018 14:16:26

Witam z innymi strażakami tych wracających do Koszalina z udanej akcji w Szwecji.



Znowu Kraków

Sprawozdania Posted on Thu, June 21, 2018 11:29:03

Opuściłam kochanego męża na całe 10 dni. W zmywarce zastałam umyte naczynia – wśród sztućców jedynie łyżki. Przy mnie jada widelcem i nożem.

W Polsce szaleństwo piłki nożnej. Wszędzie strefy kibica, jak ta w galerii Kraków. Przegrana z Senegalem była ciosem poniżej pasa.

Widziałam wystawę w MOCAKu Ojczyzna. Paradoks tego pojęcia w epoce neonomadycznej przekazuje plakat:To mentalność młodych ludzi. Instalacja Jarosława Kozłowskiego ur. w 1945 pokazuje narody zamknięte w globalnym więzieniu wypełnionym chaosem mebli i gadżetów.Inny plakat kwestionujący pojęcie Ojczyzna, niezbyt “bright”: ojczyzna leży na ziemi, auta są jej cząstką, byłaby inna bez aut, a zagranica to nie ojczyzna.
A to z perspektywy feministki. Oto różnica między patriotyzmem a feminizmem. Co ma rymować się z: Polka mała? Orzeł wała?
Wystawa jest pełna tego typu statements a mało na niej sztuki plastycznej. Ten krasnal ogrodowy to połączenie plastyki i statement. Chyba najbardziej mi si podobał. To najlepiej podsumowuje co to jest ojczyzna: wspólnota która współpracuje ale i konkuruje z inną wspólnotą. Podobnie jak robią to indywidualnie ludzie tych wspólnot.
A okolica MOCAKu robi się nie do poznania. Kiedyś peerelowskie fabryki teraz nowoczesne biurowce. A to ruiny budynku dawnego Telpodu (tuż obok pracował Marek) zamieniane na nowoczesność.

Moja sąsiadka krakowska Kasia zaprosiła nas na farsę, w której gra główną rolę razem z takimi tuzami jak Tadeusz Huk, Iwona Bielska. Wszyscy aktorzy świetni ale sztuka do d. Napisałabym lepsze teksty niż ta znana para Ray Cooney i John Chapman. Prawdopodobnie jest to lepsze w oryginale i lepiej pasuje do brytyjskiej mentalności.

Wspaniała była piosenkarka i piosenki w stylu lat dwudziestych.



Wiwa Mehiko!

Sprawozdania Posted on Tue, February 20, 2018 15:53:01

Cozumel to wysepka u północnych wybrzeży Jukatanu, niedaleko Cancun. Mieszkaliśmy prawie na trasie lądowania samolotów, co sprawiało mnie niesamowitą frajdę, bo tak z bliska jeszcze nie oglądałam lądowań. Jeśli chodzi o decybele, to nic w porównaniu z tym jak odezwała się Julka, lub jej braciszek Maks. Nasza willa zaraz nad napisem.

23 stycznia
Janusze zameldowali się z taksówką u nas ok. 5 rano. Na lotnisku sprawdzają dokładnie moją czerwoną piersiówkę. Ania jest zaskoczona kiedy wlewam zawartość do kawy – sądziła że to perfumy, a to orzechówka.

Lecimy do Cancun przez DDR, po to żeby się przelecieć największym samolotem świata Airbus 380, czyli lot do US do Houston. Jeszcze nie biorą odcisków palców u nóg, poza tym wszystkie, dwa razy, najpierw w maszynie a potem urzędnik. Potem cło i następny formularz, potem trzeba odebrać swój bagaż i osobiście go oddać w dalszą podróż, choć jest już nadany do Cancun. Wózek małej Julki nie zmieścił się w normalnej paszczy rentgena bagażu. Na lotnisku w Cancun Marcus anonsuje: Houston we have a problem – wózek został w Houston. Formalności trwają, wszyscy u kresu wytrzymałości, Maks powtarza po zdenerwowanym tatusiu: musimy wreszcie wydostać się z tego pieprzonego lotniska.

24 stycznia
Zwiedzamy Cancun z miejskiego autobusu, który przemierza całą mierzeję z wspaniałymi plażami i hotelami po jednej stronie a po drugiej ostrzeżenia przed krokodylami. Godne polecenia – koszt 15 koron.

25 stycznia
Wózek jeszcze nie dotarł na lotnisko. Z Julka na rękach ruszamy dalej do Playa del Carmen skąd bierzemy prom na Cozumel. I tu miła niespodzianka: trzech facetów gra tak że porywają do tańca jak Santana, ale nie wolno się ruszać, bo za bardzo huśta. A muzycy utrzymują pion!

Na nadbrzeżu nareszcie wita nas Maciuś, i tylko 10 minut taksówką i już witamy dzieci i Krystynę. Dom jak marzenie, na zachód i z własnym morzem, co prawda po schodkach, nie ma plaży dla dzieci, ale wystarcza im basenik.

W sąsiedztwie marina – na spacerach z dziećmi iguany za każdym krzakiem, koty, psy.
Wieczorami margherita, caperinha, cuba libre, oraz po prostu whisky. Potem jezioro łabędzie w wykonaniu tria Janusz z Jagodą i Elą. A w największe święto czyli 40 urodziny Ani, występują Mariachi, duzi i mali. Co śpiewali można sprawdzić we wpisie Piosenki.6 lutego znowu historyczne wydarzenie, choć tym razem bez Mariachi – ciężka rakieta nośna Falcon Heavy wyniosła na orbitę pojazd kosmiczny z Teslą Roadster i manekinem w stroju kosmonauty. Żal mi że Maciek nie mógł się zbliżyć na tyle do przylądka Canaveral żeby własnymi oczami zobaczyć to historyczne wydarzenie.
Byliśmy za to w historycznych ruinach Tulum, co wymagało wysiłku, bo dzieci się nosiło w upale. były tam też słodkie szopy potem był karnawał w Cozumel, ponoć tradycyjnie od 140 lat obchodzony prawie tak hucznie jak w Rio, w feerii kolorów
i piór
Cozumel to przystań największych statków pasażerskich, np ten 20-to piętrowiec. Zawija tam 1100 takich statków rocznie.
Przyszło się pożegnać z Maćkami, którzy wyjechali tydzień wcześniej
Potem trochę odpoczynku w baseniku. Szczególnie, że kuracja brzuszka po rybce zlecona przez brata – coca cola z rumem – sprawiła, że oglądałam sedes z bliska.
no i zbieramy się do powrotu. Wylot z Cancun
Przylot do Houston
No i już na lotnisku w Landvetter



The Big Island

Sprawozdania Posted on Mon, December 04, 2017 15:00:55

Największa wyspa w archipelagu hawajskim nazywa się Hawaii, lub the Big Island. Zbudowana jest z pięciu niezależnych gór wulkanicznych: Kīlauea (czynny), Mauna Loa (czynny), Hualālai (drzemiący), Mauna Kea (drzemiący), Kohala (wygasły).
To jest krater w olbrzymiej kalderze Kilauea, tam byliśmy.
Tak wygląda z góry w dzień
tak w nocy
A jak się to gotuje można zobaczyć tu
Jest to jedno z czterech stałych jezior lawowych, tzn jezior z płynnego bazaltu. Wybuch w 2008 roku poszerzył krater do 900m średnicy, czyli oberwało się kilka ok 30 metrową wyrwę w brzegu krateru, wokół którego odbywały się jeszcze wtedy wycieczki!
Kroczyliśmy też po nowopowstałej ziemi – lawa zastyga nad morzem i dodaje terenu wyspie. Ziemia tam gdzie chodziliśmy miała ok. 20 lat, a już jest zabudowana domkami.
Firma podróżnicza która nas zabrała na tą wycieczkę zapomniała zapłacić roczną opłatę za wjazd do parku wulkanicznego. Od czego jest jednak polska pomysłowość: przewodnicka Ola załatwiła nam autostop do krateru. Niektórzy jechali kabrioletem Corvette, inni na pace otwartej furgonetki.
Byliśmy też pod wodospadem Akaka – 135 m!



Waikiki

Sprawozdania Posted on Mon, November 20, 2017 22:41:00

W Waikiki mieliśmy apartamenty w kompleksie Banyan, godne polecenia. Tu pozujemy w hallu
Taki widok z okna w Waikiki, Honolulu, miała Jagoda z Januszem.
Toteż tam spotykaliśmy się na party.
Wieczorem zbieramy się przy plaży
bo tam są tańce hawajskie
W dzień plaża, tu jej północny koniec
a tu południowy z trawką pod palmami, i bardzo szczupłe sylwetki



Pearl Harbour

Sprawozdania Posted on Mon, November 20, 2017 00:56:36

Dalej nie śpię.

Nasza przewodniczka po wyspie udawała pewną siebie i swoich wiadomości. Na moje pytanie o enklawy niezależne od USA i zarządzane przez Hawajczyków, dostałam odpowiedź, że takich nie ma. Wyspa Ni’ihau nazywa się zakazaną wyspą właśnie dlatego że jest w prywatnym posiadaniu Hawajczyków. Nie ma na niej cywilizacji typu zachodniego: nie ma elektrowni, bieżącej wody, sklepów, poczty. Wypasa się owce, robi ozdoby z muszelek i mówi się tu po hawajsku.

A hawajski jest językiem wymierającym. Liczba użytkowników hawajskiego spadłaod przedostatniego wieku z 37000 do 1000, z czego połowa użytkowników jest już w wieku co najmniej 70 lat.

Gdyby p. Ola poznała trochę historii, choćby tej związanej z atakiem na Pearl Harbour to wiedziałaby o wyspie zakazanej. Rozegrał się tam bowiem dramat mrożący krew w żyłach. Konsekwencją tego incydentu było internowanie 120000 obywateli amerykańskich japońskiego pochodzenia.

7 grudnia 1941 roku tuż po pierwszym ataku na Pearl Harbour, na wyspie ląduje awaryjnie japoński myśliwiec. Jest wystawiony w muzeum w Pearl Harbour.
Mieszkańcy nic nie wiedzący o ataku przyjęli go przyjaźnie. A mieszkańców było 136, sami rdzenni Hawajczycy oprócz 3 osób japońskiego pochodzenia. I tu mamy przykład jak kończy się wielokulturowość kiedy ma się nóż na gardle.

Kiedy mieszkańcy dowiedzieli się o ataku na Pearl Harbour, zaaresztowali pilota, zabrali mu broń i dokumenty. Pan Harada – jeden z Japończyków mieszkający na wyspie zabił strażnika hawajskiego żeby uwolnić pilota. Zostało to jednak odkryte i w szamotaninie zabity został pilot a Harada popełnił samobójstwo. Kiedy wojsko przybyło na wyspę aresztowano żonę Harady i drugiego Japończyka. Zostali tylko rdzenni Hawajczycy.

Pearl Harbour jest przedstawione iście hollywoodzko. W zasadzie to co pozostało po tej epokowej klęsce amerykańskiego wojska to zatopiony wrak.
Wokół tego stworzono olbrzymi zespół do zwiedzania, fantastyczny film prezentowany na samym początku, pomnik zabitych na wraku pancernika Arizona. Gdybyż tak nasze władze w ferworze patriotycznym urządziły tak świetnie Westerplatte to mieszkańcy bardzo by się wzbogacili na obsłudze turystów.
Przegrana była iście epokowa, strona amerykańska poniosła ok. 43 razy większe straty:
po japońskiej stronie poległo 55 lotników, 9 marynarzy, 1 wzięty do niewoli,
po amerykańskiej stronie zabitych zostało 2345 żołnierzy, 68 cywilów, rannych 1247 żołnierzy i 35 cywilów.
Sławny nasz Jan Karol Chodkiewicz pod Białym Kamieniem położył trupem 3000 Szwedów przy 150 strat własnych, tzn zadał tylko 20 krotnie większe straty.

Japończycy mieli dużo szczęścia. Radary wykryły bowiem nadlatujące eskadry, ale ktoś powiedział, że to lecą nasi z Kalifornii. Przed nalotem amerykański niszczyciel USS „Ward” dostrzegł jeden z lilipucich japońskich okrętów podwodnych próbujących wślizgnąć się do Pearl Harbor, powiadomił oficera dyżurnego i rozkazano otworzyć ogień. Trafiono kiosk okrętu, po czym ten zatonął. Jednak dowódca niszczyciela pełnił swój pierwszy patrol morski jako kapitan niszczyciela, więc oficer dyżurny zignorował jego ostrzeżenie, myśląc iż zobaczono wieloryba.



Hawaj jest piękny, Hawaj uroczy …

Sprawozdania Posted on Mon, November 20, 2017 00:30:38

Ale to nie jest Hawaj, bo on pochodzi z Tonga, a przynajmniej jego strój. Słabo rozróżniałam te ciepłe kraje przed podróżą, a i teraz mi się mylą. Byliśmy w Poli-nezji, czyli z greckiego “wiele-wysp”

a z Hawajów zaliczyliśmy dwie wyspy: wyspę Oahu i wyspę Hawai’i zwaną Wielką Wyspą.

A leci się tam długo. Szczególnie jak złapie mgła w Londynie i zamiast wylecieć z Landvetter zmuszone byłyśmy się bawić w pilotów i z pilotami brytyjskimi. Danusi trudno się było dostać do kokpitu
za to Marta dostała nawet czapkę brytyjską do zmierzenia.
Na Heathrow nie pozostało nam nic innego niż tankować, bo przez opóźnienie uciekł nam samolot do Los Angeles.Polecieliśmy za karę do Nowego Jorku, gdzie przymusowo spędziliśmy noc w hotelu.

Teraz wreszcie może zasnę, mój zegar hawajski wskazuje godzinę 12:30 w południe.

CDN



W Singauprze byiśmy wysoko na górze

Sprawozdania Posted on Thu, January 05, 2017 06:38:43

W Singapurze, mieście nie pustym,
mieszkaliśmy na górze,
a dokładniej piętrze trzydziestym ósmym

Kąpaliśmy się też na górze,
a dokładniej na 57 piętrze.
Basen tam piękny, widoki jeszcze piękniejsze
Każdy tam musowo robi selfie,
(oprócz mnie i Marka)
nad przepaścią pozują jak elfy.
Na szczęście przegania ich ciarka,
bo zimna woda w basenie,
dla tych z rejonu zwrotnika.
My z północy mogliśmy do woli w basenie fikać.

Z nieba ukrop leci na głowę,
chętnie w podziemne miasto się chowasz
garnitury, elegancja, sklepy markowe,
ale wódka droga, podobnie browar.

Dziwne to państwo, bo prawem stoi,
surowym aż strach!
Narkotyk czy guma do żucia cię koi?
Pozbawią cię życia, lub forsy, rach ciach.

Ulice bezpieczne:
nie gwałcą, nie biją, nie palą.
Państwo stateczne –
deficytu w budżecie nigdy nie uchwalą.

Szwecjo, miast chwalić się żeś prekursorem narodów,
popatrz na Singapur jak zasuwa do przodu.



Z kraju koshernego donoszę

Sprawozdania Posted on Tue, November 22, 2016 23:34:48

Zamieszkaliśmy z Markiem na tydzień w samym sercu Tel Avivu: na 11 piętrze wieży centrum handlowego Dizengoff (nazwa od pierwszego burmistrza miasta). Śniadanko i kolacyjka na balkonie, 25 stopni, u stóp całe miasto, z widokiem aż do Jaffy.

Morze cieplutkie też 25 stopni, plaże z delikatnym drobnym piaseczkiem,ciągnące się kilometrami, morze bez meduz i innych intruzów. Czysto, natryski, toalety co krok. No raj!
W dodatku na plaży sztuka.

Do Jaffy spacer promenadą nad morzem, a w Jaffie cały czas jakby festiwal – na ulicach muzyka, tańce, ogródki restauracyjne z cholernie głośną muzyką, nowoczesną, ale na pewno kosher. Fryzury też są kosher, jak tu dzieci z kipą i pejsami.

Bo tam wszystko jest kosher, w kraju gdzie talibowie judaizmu mają najwięcej do gadania, mimo, że jest ich ok. 10% i cała reszta na nich pracuje, bo oni nie pracują. Wynika to chyba z jakiegoś poczucia winy liberalnych żydów, że to dzięki ortodoksom przetrwał ten naród, i to oni załatwili, że powstało państwo żydowskie w 1948 roku. Wyobraźmy sobie, że to mniej więcej tak jakby w Polsce oddać prawo decyzji politycznych nacjonalistom, bo oni najlepiej radzą sobie w razie zagrożenia państwa.

Rytm tygodnia wyznacza zmierzch w piątek – wtedy wszystko ustaje, zaczyna się szabas. Zapytałam nieopatrznie recepcjonisty ok 16 w piątek czemu Carrefour zamknięty. Wskazał ręką na palący się świecznik i z politowaniem powiedział tylko “szabas”. Stanęły wszystkie miejskie autobusy, u nas na balkonie w środku miasta zrobiło się cicho prawie jak na wsi, wszystkie sklepy i większość restauracji zamknięta.

Byliśmy w Jerozolimie, ale tam nie wytrzymałabym dłużej niż jeden dzień. Wszędzie czarno od ortodoksów, szczególnie w obrębie murów starej Jerozolimy, no a najczarniej przy ścianie płaczu. Jerozolima jest podzielona na część żydowską, arabską i chrześcijańską. W części żydowskiej jest najspokojniej, najczyściej, wszędzie poza nią kramy na których można dostać wszystko, od krzyży do gwiazd Dawida, większość produktów made in China. Na oko najwięcej tu arabów. Jakiś ośmiolatek wpadł celowo we mnie od tyłu dwa razy żeby się pokazać przed kumplami z którymi wyszedł ze szkoły. Dopiero jak go ochrzaniłam głośno pojawił się jakiś dorosły arab i go przegonił. Mam nadzieję, że to odosobniony przypadek i że lepiej wychowuje się młodych arabów niż w tym przypadku.

Na Via Dolorosa często słychać polski bo tam się modlą przy kolejnych stacjach drogi krzyżowej. Tam też kram na kramie.

A wszędzie słychać ruski. Ale najwięcej w Hajfie – wszędzie szyldy po rosyjsku: weterynarz, dentysta, itp. Ale Hajfa to jeden wielki port.
Wolę Tel Aviv z jego plażowym wybrzeżem przypominającym Miami Beach.



Wietnam to nie to samo co Laos czy Kambodża

Sprawozdania Posted on Wed, October 26, 2016 13:05:22

W Laosie z wesołym chińczykiem śpiewającym po włosku O sole mio
Wietnam to Chiny, a Laos i Kambodża to Tajlandia. Wieeeelka różnica. Wietnamczycy są prawie tak głośni jak Chińczycy, Laotańczycy i Khmerowie (większość mieszkańców Kambodży) są dużo delikatniejsi w obyciu.

Nasza wycieczka zaczęła się kiepsko. Sobota 5 rano w hotelu przy lotnisku w Wwie telefon od Krysi z lotniska w Goteborgu: strajk na lotnisku w Berlinie, nie zdąży na lot z Wwy. Próbuje się więc dostać do nas prosto do Moskwy, bo my lecimy przez Moskwę do Hanoi. My to ja, Jola, Kasia i Lidka z Maćkiem.

Kiedy już jesteśmy na lotnisku Chopina, Krysia donosi, że jest w Sztokholmie. Niestety nici z przylotu do Moskwy – jej bilet stał się nieważny, bo nie stawiła się w Warszawie (no show up), nieważne w obie strony!

Kiedy jesteśmy w Moskwie, Krysia donosi: ma szansę na przelot z Paryża do Sajgony na następny dzień. Wsiadamy na długi lot do Hanoi i nadal nie wiemy czy Krysia do nas dotrze.

Z Hanoi lecimy do Sajgonu. A tam prawdziwy sajgon: rzeka motorynek, skuterów, wrzeszczący wietnamczycy, śmieci sąsiadują z jedzeniem na ulicach. Zwiedzamy muzeum martyrologii narodu wietnamskiego w wojnie z amerykańską armią. Do tuneli Wietkongu nas nie zawieziono. Za to wieczorem pijemy piwko na wysokości lądowiska helikopterów.
Krysia dolatuje szczęśliwie z Paryża do Sajgonu! Od razu jedziemy sampanem po Mekongu na targ wodny. Potem nocujemy Can Tho, tam też sajgon tylko trochę mniejszy. Odwiedzamy produkcję papieru ryżowego, ceramiki i cegieł, gdzie paliwem są łuski ryżowe – facet musi dorzucać non stop tego paliwa, ale jest ekologicznie, nic się nie marnuje.

Wietnam ma trochę większą powierzchnię od Polski, za to PKB na głowę ma 2 razy mniejsze, ale gęstość zaludnienia ponad 2 razy większą. Znajdujemy tu wyznanie, które nam odpowiada, pośród swoich świętych ma Wiktora Hugo, Charlie Chaplina i Marylin Monroe, modlimy się w ich świątynii

Kukuruźnikiem lecimy do królestwa Khmerów. Lądujemy w kambodżańskim Siem Reap – jeden pas startowy, dziura, ale niedaleko jest Angkor i największe jezioro, gdzie na wodzie jest wiele wiosek.
Pałace i świątynie Angkor z XIII wieku odkryli Francuzi trzebiąc dżunglę. Część murów pozostawiono prawie tak jak je zastano – w objęciach drzew.
Zastaje nas tam ulewa – oznacza to, że z chodnika nagle robi się rzeka. Prof. Jacek Sieradzki odmawia przejścia do ryksz, żona Basia stoi przerażona, Krysi udaje się go przekonać żeby jednak przeszli w deszczu do pojazdów, ale Jacek grozi, że wyjeżdża na następny dzień.

Wyjechał, ale z nami do Phnom Penh (kopiec pani Penh), czyli stolicy Kambodży. Nic specjalnego, no chyba że khmerskie tańce.

Na następny dzień znowu lecimy – do stolicy Laosu Vientiane. Na następny dzień znowu lecimy – do starej stolicy Laosu Luang Prabang. Jedzenie wszędzie dobre w dodatku z ozdobami, np ryba z rybakiem
Tutaj nareszcie zostajemy dłużej. Jest tu bosko. Nie dość że malownicze góry i rzeki to jeszcze trafiliśmy w dziesiątkę – na święto Boun Ok Phansa czyli festiwal światła. każda z okolicznych wsi przygotowuje łódź i dekoruje ją, a następnie odbywa się w mieście parada i konkurs łodzi, które potem spuszczane na rzekę.

Wycieczka do wsi gdzie kończy się droga, nie dotarła cywilizacja itp. Docieramy wyboistą drogą do jej końca, wysiadamy i słyszymy grzmot muzyki z kilkusetwatowych głośników. Krysia rozczarowana, że do wsi dotarł prąd. Mało tego – dotarły też komórki, którymi wzajemnie robimy sobie zdjęcia – oni już dawno nie widzieli tylu białych kretynów, którzy zapłacili grube dolary po to, żeby ich wytrzepało aby mogli zobaczyć lokalną dyskotekę z podpitymi laotańczykami.

Następna wycieczka kompensuję tą nieudaną – jedziemy do wodospadów jak z bajki. Kąpiemy się pod biczami wodnymi.

A w sąsiedztwie wylegują się misie księżycowe.
Koniec tego dobrego, lecimy do Hanoi. Na wybrzeżu tajfun, wycieczka nad morze przesunięta na następny dzień, a dziś chodzimy śladami Ho Chi Minha. Niestety zabalsamowane ciało zostało wypożyczone do renowacji w Rosji, nie ma więc kolejek do mauzoleum, jest tylko zmiana warty, a ludzi i tak w p… Jego prywatna willa jest w ogrodzie botanicznym, gdzie rosną dziwne drzewa wietrzące swoje korzenie.
Oglądamy dziwne przedstawienie kukiełek na wodzie – kukiełki są rzeczywiście na wodzie, prowadzone pod wodą kijami bambusowymi, a kukiełkarze brodzą w wodzie za parawanem ustrojeni w specjalne wodoodporne stroje.
Nareszcie tajfun przeszedł na północ nad Chiny więc jedziemy na wycieczkę do zatoki Ha Long gdzie pływamy podziwiając 1969 wysp typu słupy wapienne.
Wyszukany posiłek na stateczku obejmuje m.in. kraby faszerowane, tzn w skorupce kraba podane jest jego mięsko. Pan Kazimierz, lekko przygłuchy, poucza nas o potrzebie dostarczania wapnia organizmowi, po czym zaczyna chrupać skorupkę. Krysia obok niego stara się opanować i spokojnym głosem powtarza kilkakrotnie: jako lekarz stanowczo panu odradzam jedzenie skorupki. Pan Kazimierz nie słyszy bo mu skorupka chrupie w uszach i dalej konsumuje.

Czego tu się nie je. Ropuchy, larwy, karaluchy …
a popija się to kobrówką albo innym gadem
Żegnamy się z Krysią odjeżdżającą w góry wietnamskie na kilka dni i wylatujemy do Moskwy. Koniec i bomba a kto czytał ten trąba.



Kraków jak zwykle pełen życia

Sprawozdania Posted on Thu, August 18, 2016 13:10:19

Przyjechałam już po Światowych Dniach Młodzieży, a i tak było gwarno, wiele imprez, festiwali. Kraków tętni życiem. Na wystawę dzieł Siemiradzkiego przywiezionych ze Lwowa niestety spóźniłam się o jeden dzień: byłam świadkiem ładowania skrzętnie opakowanych obrazów do ciężarówki w asyście ok pół tuzina ochroniarzy z karabinami. Za to sama postrzelałam sobie z karabinu w towarzystwie zaprawionych myśliwych, czyli prawdziwych przyjaciół zwierząt.
W Krakowie poczucia humoru nadal nie brakuje – to dzieło sztuki na Wiśle: świnia na ruszcie, wszystko z betonu.



Podhalańska nostalgia

Sprawozdania Posted on Thu, August 18, 2016 13:01:20

Z Krakowa zrobiliśmy z Maćkami wycieczkę nostalgicznym szlakiem wspomnień z dzieciństwa i młodości.

Krościenko to wiele tzw letnisk w wieku przedszkolnym. Woda w Dunajcu zawsze była lodowata ale i tak się w niej siedziało szczękając zębami i z sinymi wargami. Z wycieczek pamiętam zejście z Sokolicy, a właściwie zjazd na tyłkach błotnymi rynnami ścieżek.
Piwniczna to miejsce gdzie pierwszy raz jako nastolatka piłam alkohol na obozie harcerskim. Tam też poznałam lesbijskie zapędy niektórych druhen. Harcerstwo to prawdziwa szkoła życia.
Bukowina – tam malutkiego Maciusia uczyliśmy jeździć na nartach, którymi rzucał ze złością zanim mu się spodobało. Per aspera ad astra.
Barcice pod Rytrem to pierwsze wakacje Marka bez rodziców w obozowisku nad Popradem. Słyszałam jak bywał tam głodny bo pieniądze szły na piwo, jak wyławiali menażki po zalaniu obozowiska, jak Jacek Stella Sawicki zrobił kupę do Popradu.

Podhale jest nie do poznania. Wszędzie zadbane ogródki, balkony zakwitnięte kolorowo, kąpieliska termalne typu pałace wodne w Bukowinie, Białce, Chochołowie. Na Słowacji jest wyraźnie ubożej. Czyżby przyczyną różnic było euro na Słowacji? Nadal ogrodzenie metaloplastyka z okresu późnego Gierka, z podobnego okresu standard term w Wyżnym Rużbachu. Za to zameczek w Starej Lubovnej zadbany, dzieci mogą zobaczyć walki rycerzy i pojeździć na koniach. Zniewalający jest widok z zamku.

W Gorlicach o mało nie przetestowałam locum secretum w zameczku w Szemberku



Z Krakowa

Sprawozdania Posted on Tue, May 17, 2016 22:00:32

Spotkałam tam Halinkę: było shop till you drop!

Wycieczka na wystawę w MOCAKu z wnuczką Lidki była podobnie udana jak poprzednia tam wycieczka z dziećmi Anety na wystawę Gender. Po obejrzeniu tuzina narządów płciowych i aktów, zapytali Anetę: Mama a jak ty Tacie wytłumaczysz że nas tu wzięłaś? Tym razem tematem była medycyna w sztuce. Jeszcze gorzej! Wszystkie narządy, masa krwi i potworków na stołach operacyjnych. To chyba tam Maciek zdecydował kupić morską świnkę wnuczce, żeby ją ukoić.Na szczęście byli też lżejsi artyści.
Mały problem w tym, że Matylda już czyta i trzeba było tłumaczyć o co to chodzi z tym przerywaniem.



Rasowe afrykanki

Sprawozdania Posted on Mon, April 18, 2016 12:00:08

Piękne kolorowe kobiety w słońcu … it couldn’t be better
Palma nam trochę odbijała pod palmą
A wódz murzyński czuł się na początku samotnie pod …
i na palmiestraszył nas dzidą
i wogóle
W końcu dał się obłaskawić
jadł i pił z nami, lulki palił
w rytmach chórów afrykańskich
i znowu pod palmą
skończyło się w wannie
… prawie, bo jeszcze pojawił się tygrys który sobie robił selfie
Miałyśmy taki afrykański zachód słońca, tak tak to widok ze Zbocza Łucznika



Afryka nie dzika: jak kabaret tam fikał

Sprawozdania Posted on Tue, March 29, 2016 12:02:26

Byłyśmy na wycieczce południowo-aftykańskiej. Wracam tam choćby dziś!
To w skrócie trasa: z Kapsztadu i okolic, przez najbardziej południowy przylądek Igielny do ujścia rzeki Sztormowej, z powrotem przez Małe Karoo i farmy strusiów do winnic w okolicy Stellenbosch.Królewskie przyjęcie w Kapsztadzie zapewniła nam krewna Margity – wspaniała Pam, to ta po prawej, a obok mnie przemiła Ann.Marta przeszła kurację lęku wysokości, nie tylko na Górze Stołowej.
W Waterfront zakupy w orginalnych sklepach z afrykańską sztuką.
W Kirstenbosch nawąchałyśmy się konopii, rosną tu wszedzie.
W Simonstown pływałyśmy w oceanie razem z pingwinami. Było intensywnie ale czasem dało się też trochę poplażować
Dotarłyśmy do najbardziej południowego cypla Afryki – przylądku Igielnego, tam gdzie spotyka się ocean Atlantycki i Indyjski.
W Indyjskim oceanie jest cieplutko, np w Plettenberg
W hotelu Knysna było dobre jedzenie – po kokardę.
Wyzwaniem dla lęku wysokości były wiszące mosty nad ujściem rzeki Sztormowej do morza.
W drodze powrotnej ze wschodniego wybrzeża jechałyśmy przez kotlinę śródgórską Małe Karru.
Po drodze jeździłyśmy na strusiach, karmiłyśmy żyrafy
odwiedzałyśmy pomysłowe restauracje, np Ronnies sex shop, gdzie goście zostawiają bieliznę
W Diesel and Cream zatrzymuje się wielu przystojnych samotnych motocyklistów, mają też ciekawe toalety.
Na koniec wróciłyśmy bliżej Kapsztadu, do winnic i winiarni w okolicach Stellenbosch. Tam spotkałyśmy nareszcie gwiazdę Danusię.
Wino wspaniałę, najlepsze z grona Sauvignon blanc (można kupić w systemie). Było tego tak dużo, że musiałyśmy wylewać do rynsztoka!
Degustowałyśmy też brandy – najlepszą na świecie 12 letnią Van Ryns.
Było pięknie i kolorowo. Kiedyś tam jeszcze wrócimy

Historyjka o praludach z tego regionu, w języku pokrewnym do afrykanerskiego czyli niemieckim.
Pewnego dnia, Hotentoci (Hottentotten) zatrzymują mordercę (Attentäter), oskarżonego o zabójstwo pewnej matki hotentockiej (Hottentottenmutter), która w dodatku jest matką miejscowego głupka i jąkały (Stottertrottel) czyli Hottentottenstottertrottelmutter, zaś jej zabójca nazywa się Hottentottenstottertrottelmutterattentäter. Policja schwytała mordercę i umieściła go prowizorycznie w kufrze na strusie (Strausskoffer), lecz więźniowi udaje się uciec. Rozpoczynają się poszukiwania. Po chwili do wodza przybiega hotentocki wojownik krzycząc:
— Złapałem zabójcę! (Attentäter).
— Tak? Jakiego zabójcę? — pyta wódz.
— Strausskofferattentäter — odpowiada wojownik.
— Jak to? Tego zabójcę, który jest w klatce na strusie? — pyta hotentocki wódz.
— Tak — odpowiada tubylec — to jest ten Hottentottenstottertrottelmutterattentäter (zabójca hotentockiej matki głupka i jąkały).
— Aha! — rzecze wódz Hotentotów — trzeba było od razu mówić, że schwytałeś Hottentottenstottertrottelmutterstrasskofferattentäter!



Miami Beach polecam

Sprawozdania Posted on Mon, February 08, 2016 02:10:10

Szczególnie jeśli ma się taki widok z pokoju
a taki z balkonu
Miami Beach to osobne miasto. Jest tam piękna architektura art deco z lat 20 i 30, wszędzie wspaniałe jedzenie w przystępnych cenach, na Ocean Drive występy o klasie światowej, np tancerz flamenco.Uwaga, to może być drogi alkohol: ok 400 kr jeden kieliszek tequili!!!
Niecałą godzinę jazdy na północny zachód od Miami jest Sawgrass Mill – największe centrum outletów, coś na kształt Ullared, tyle, że ze sklepami Guci, Armani, Burberry, Dior, itd. Jest też olbrzymi wybór zabawowych sukni, takich na “wesele”.
Na samym południu jest Florida Keys wraz z Key West – trochę przereklamowane. Wyraz key pochodzi od hiszpańskiego cayo oznaczającego małą wyspę. Owszem, jeździ się długimi mostami pomiędzy tymi wyspami, ale tam nie ma wcale wspaniałych długich piaszczystych plaży, tak jak np w Miami Beach. To są wyspy z rafy koralowej, która ok 100000 lat temu wychynęła z Atlantyku. W wyniku erozji powstał z niej kamień wapienny, który miejscami pojawia się w formie jasnego piasku, szczególnie przy prywatnych posesjach. Najczęściej jednak na brzegu są namorzyny.
Czasem tak wygląda dostęp do wody
Nawet na piaszczystej plaży woda wcale nie zachęca do kąpieli, jest w niej dużo roślin
i meduzy bardzo niewinnie wyglądające, ale ponoć paraliżujące.
Dosyć typowe wybrzeże z okna naszego balkonu na Islamorada
Czasem wyraźnie widać, że chodzi się po rafie koralowej, bo są wyraźne odbicia zwierzątek
Samo Key West to miejscowość podupadła: z metropolii do której przybywali chętnie pisarze (Hemingway) i prezydenci (wszyscy od Trumana), do typowego turystycznego kurortu: ładne domy, kiczowata sztuka, bary, itp.



« PreviousNext »