Dalej nie śpię.

Nasza przewodniczka po wyspie udawała pewną siebie i swoich wiadomości. Na moje pytanie o enklawy niezależne od USA i zarządzane przez Hawajczyków, dostałam odpowiedź, że takich nie ma. Wyspa Ni’ihau nazywa się zakazaną wyspą właśnie dlatego że jest w prywatnym posiadaniu Hawajczyków. Nie ma na niej cywilizacji typu zachodniego: nie ma elektrowni, bieżącej wody, sklepów, poczty. Wypasa się owce, robi ozdoby z muszelek i mówi się tu po hawajsku.

A hawajski jest językiem wymierającym. Liczba użytkowników hawajskiego spadłaod przedostatniego wieku z 37000 do 1000, z czego połowa użytkowników jest już w wieku co najmniej 70 lat.

Gdyby p. Ola poznała trochę historii, choćby tej związanej z atakiem na Pearl Harbour to wiedziałaby o wyspie zakazanej. Rozegrał się tam bowiem dramat mrożący krew w żyłach. Konsekwencją tego incydentu było internowanie 120000 obywateli amerykańskich japońskiego pochodzenia.

7 grudnia 1941 roku tuż po pierwszym ataku na Pearl Harbour, na wyspie ląduje awaryjnie japoński myśliwiec. Jest wystawiony w muzeum w Pearl Harbour.
Mieszkańcy nic nie wiedzący o ataku przyjęli go przyjaźnie. A mieszkańców było 136, sami rdzenni Hawajczycy oprócz 3 osób japońskiego pochodzenia. I tu mamy przykład jak kończy się wielokulturowość kiedy ma się nóż na gardle.

Kiedy mieszkańcy dowiedzieli się o ataku na Pearl Harbour, zaaresztowali pilota, zabrali mu broń i dokumenty. Pan Harada – jeden z Japończyków mieszkający na wyspie zabił strażnika hawajskiego żeby uwolnić pilota. Zostało to jednak odkryte i w szamotaninie zabity został pilot a Harada popełnił samobójstwo. Kiedy wojsko przybyło na wyspę aresztowano żonę Harady i drugiego Japończyka. Zostali tylko rdzenni Hawajczycy.

Pearl Harbour jest przedstawione iście hollywoodzko. W zasadzie to co pozostało po tej epokowej klęsce amerykańskiego wojska to zatopiony wrak.
Wokół tego stworzono olbrzymi zespół do zwiedzania, fantastyczny film prezentowany na samym początku, pomnik zabitych na wraku pancernika Arizona. Gdybyż tak nasze władze w ferworze patriotycznym urządziły tak świetnie Westerplatte to mieszkańcy bardzo by się wzbogacili na obsłudze turystów.
Przegrana była iście epokowa, strona amerykańska poniosła ok. 43 razy większe straty:
po japońskiej stronie poległo 55 lotników, 9 marynarzy, 1 wzięty do niewoli,
po amerykańskiej stronie zabitych zostało 2345 żołnierzy, 68 cywilów, rannych 1247 żołnierzy i 35 cywilów.
Sławny nasz Jan Karol Chodkiewicz pod Białym Kamieniem położył trupem 3000 Szwedów przy 150 strat własnych, tzn zadał tylko 20 krotnie większe straty.

Japończycy mieli dużo szczęścia. Radary wykryły bowiem nadlatujące eskadry, ale ktoś powiedział, że to lecą nasi z Kalifornii. Przed nalotem amerykański niszczyciel USS „Ward” dostrzegł jeden z lilipucich japońskich okrętów podwodnych próbujących wślizgnąć się do Pearl Harbor, powiadomił oficera dyżurnego i rozkazano otworzyć ogień. Trafiono kiosk okrętu, po czym ten zatonął. Jednak dowódca niszczyciela pełnił swój pierwszy patrol morski jako kapitan niszczyciela, więc oficer dyżurny zignorował jego ostrzeżenie, myśląc iż zobaczono wieloryba.