Świętowaliśmy skutecznie do nocy. Było tak miło, żal że się skończyło. Było prawie jak na uczcie rzymskiej, półleżąco na dywanach w przyrodzie.
Wszyscy natężali uszu jak Basia czytała nam swoje fantastyczne baśnie. Słuchały oba Włodki pod dębem.
Słuchała Maja
Słuchał Wojtek i Ula
Słuchała Ewa i Aldona
Grażyna i Małgosia (dzieci nasłuchiwały z batuty)
Krysia, Elusia i Januszek w głębokim skupieniu
Skupienie malało jednak wraz z ilością napojów
Po baśniach Basi były bajki kabaretu beznadziejnego, Halinka przeżywała tak swoją rolę ułana, że aż gryzła konia.
A Hania profesjonalnie zaopatrzyła kabaret w jednolite atrybuty – tym razem kapelusze – trochę nas to ratuje od całkowitej beznadziejności.
Martusia była po prawie dobowej podróży z Polski i wcielała się chętniej w inne role niż Zosi co to z ułanami – tu np nie ściska jej ułan tylko z koleżanka z Biura Spraw Beznadziejnych.
Kochani/Kochane, dostawa książek się opóźnia ze wyględu na jakieś straszne awarie internetowe w Ojczyźnie naszej. Miejcie cierpliwość! Wiem, że ją macie, bo inaczej byście mnie tak długo nie słuchali w Wieczór Walpurgii! Dziękuję Wam najserdeczniej za tę cierpliwość i obiecuję jeszcze znaczniejszą zniżkę przy następnej książeczce! A jak chcecie poczytać mniej poważnie o moich bohaterach, to zapraszam na beznadziejnego bloga: http://nordponte.blogspot.com/