Świętowaliśmy skutecznie do nocy. Było tak miło, żal że się skończyło. Było prawie jak na uczcie rzymskiej, półleżąco na dywanach w przyrodzie.

Wszyscy natężali uszu jak Basia czytała nam swoje fantastyczne baśnie. Słuchały oba Włodki pod dębem.

Słuchała Maja

Słuchał Wojtek i Ula

Słuchała Ewa i Aldona

Grażyna i Małgosia (dzieci nasłuchiwały z batuty)

Krysia, Elusia i Januszek w głębokim skupieniu

Skupienie malało jednak wraz z ilością napojów

Po baśniach Basi były bajki kabaretu beznadziejnego, Halinka przeżywała tak swoją rolę ułana, że aż gryzła konia.

A Hania profesjonalnie zaopatrzyła kabaret w jednolite atrybuty – tym razem kapelusze – trochę nas to ratuje od całkowitej beznadziejności.

Martusia była po prawie dobowej podróży z Polski i wcielała się chętniej w inne role niż Zosi co to z ułanami – tu np nie ściska jej ułan tylko z koleżanka z Biura Spraw Beznadziejnych.