Dzięki Basi G. zaczęłam czytać książkę Ericha Fromma z 1941 roku na http://www.freewebs.com/ucieczka/ Ucieczka od wolności. Fromm zmarł w 1980 roku w wieku 80 lat.

Poruszamy się między Scyllą wolności a Charybdą bezpieczeństwa, albo inaczej, pomiędzy groźnym chaosem a martwym ładem. Wg Fromma ta podróż wyznacza nasza kondycję ludzką. Odczuwa to każdy z nas jako rodzic: chcemy żeby dzieci stały się niezależne a jednocześnie chcemy ich też ochronić od niebezpieczeństwa, a tego się nie da pogodzić.

Fromm sam tak streszcza głowne przesłanie.

Teza tej książki głosi, że człowiek współczesny, uwolniony od więzów preindywidualistycznego społeczeństwa, które zapewniając mu bezpieczeństwo ograniczało go zarazem, nie zyskał wolności w sensie pozytywnego urzeczywistnienia swego indywidualnego “ja” – a wiec ekspresji swych intelektualnych, uczuciowych i zmysłowych możliwości. Wolność, mimo że przyniosła mu niezależność i władzę rozumu, uczyniła go samotnym, a przez to lękliwym i bezsilnym. Owa izolacja jest nie do zniesienia i ma on do wyboru albo ucieczke przed brzemieniem wolności ku nowym zależnościom i podporządkowaniu, albo dążenie do pełnej realizacji wolności pozytywnej, która opiera się na jedyności i niepowtarzalności człowieka.

Najgorsze to nasze złudzenie, że odrzucając autorytety osiągamy wolność słowa, podczas gdy powtarzamy słowa innych, bo tak naprawde potrafimy myśleć samodzielnie. Autorytety od których się wyzwoliliśmy zostały skutecznie zastąpione czymś takim jak opinia publiczna, czy zdrowy rozum, czyli autorytety zinternalizowane z których sobie nie zdajemy sprawy.

Czlowiek po reformacji stał się coraz bardziej panem własnego losu, a własny interes podstawową motywacją do działania. A jednak, tak naprawde zamiast egoistami staliśmy się niewolnikami systemu: wielka czesc tego, co w mniemaniu czlowieka bylo jego celem, nie byla jego, jesli przez slowo jego nie rozumiemy robotnika czy fabrykanta, lecz konkretna istote ludzka wraz z wszystkimi jej uczuciowymi, intelektualnymi i zmyslowymi mozliwosciami.

Stwierdzilismy, ze kapitalistyczny sposob produkcji zrobil z czlowieka narzedzie realizacji ponadosobowych zadan ekonomicznych oraz wzmogl w nim ducha ascezy i poczucie jednostkowej znikomosci. Wszystko to protestantyzm przygotowal psychologicznie. Teza ta jednak kloci sie z faktem, ze czlowiek nowozytny wydaje sie kierowac nie tyle poswieceniem i asceza, ile, wrecz przeciwnie, skrajnym egotyzmem i interesem wlasnym. Jakze pogodzic obiektywne podporzadkowanie sia czlowieka celom nie bedacym jego celami z jego subiektywna wiara, ze powoduje sie interesem wlasnym? Jakze pogodzic ducha protestantyzmu wraz z jego podkreslaniem postawy nieegoistycznej – z nowozytna doktryna egotyzmu gloszaca za Makiawelem, iz egotyzm to najpotezniejsza z sil napedowych ludzkiego zachowania, ze zadza osobistych korzysci jest silniejsza anizeli moralne przekonania i ze czlowiek wolalby raczej ujrzec ojca na lozu smierci, niz stracic majatek?

Egoizm nie jest identyczny z miloscia wlasnego “ja”; jest wlasnie jej przeciwienstwem. Egoizm jest rodzajem chciwosci. Jak wszelka chciwosc, zawiera w sobie element nienasycenia, wskutek czego nie prowadzi nigdy do rzeczywistej satysfakcji. Chciwosc to otchlan bez dna, wyczerpujaca wszystkie sily czlowieka, ktory nieustannie stara sie zaspokoic swe potrzeby, ale nigdy nie osiaga satysfakcji. Blizsza obserwacja pokazuje, ze egoista, mimo iz jest zawsze pochloniety gorliwie wlasna osoba, nigdy nie bywa usatysfakcjonowany, jest wiecznie niespokojny, wiecznie ogarniety lekiem, czy aby dosyc zdobedzie, czy czegos nie przegapia, czy nie zostanie czegos pozbawiony. Neka go zazdrosc w stosunku do kazdego, kto moglby miec wiecej. Przyjrzawszy sie dokladniej nie uswiadamianej dynamice zachowania egoisty, stwierdzimy, ze ten typ nie tylko z zasady nie jest rozkochany w sobie, lecz gleboko siebie nie lubi.