Zrobił się tłok na podjeździe i dwa samochody się o siebie otarły: błotnik w BMW Maji i Sebastiana do malowania, a Margity honor chyba bardziej ucierpiał niż samochód. No cóż do raju nie dało się dostać inaczej niż pieszo. Ale było warto!

Goście stawili się raczej punktualnie oprócz Mariana i Uli którzy nie mogli trafić. W dobie wszechobecnej nawigacji – jest to sztuka – należy docenić. Bukietom nie było końca, co bardzo lubię. Dostałam też prezencik od Krysi B opatrzony komentarzem, że czas tak szybko leci. Wymacałam coś co miało miękkość i rozmiar pampersa, więc trochę z niepokojem otwierałam. Okazało się, że nie chodziło o starość tylko o rychłe Boże Narodzenie. Ale ulga.

Miałam nadzieje że wystawa dokonań duchowych kabaretu trochę powstrzyma cielesne żądze żołądka, ale bufet był tak dobrze zaopatrzony, że musiałam powstrzymywać silną perswazją tłum od rzucenia się na jedzenie przed inauguracją.  

W mowie wspomniałam dlaczego kabaret jest beznadziejny, a teraz staje się już historyczny (nie histeryczny). Przekazałam kilka praktycznych uwag, np zasadę oznakowania zajętości toalety: jak w sklepie w PRL. Szyld OTWARTE oznacza, że można wejść, szyld WYSZŁEM PO TOWAR oznacza, że nie można wejść, czyli zajęte. Niestety instrukcja toalety leśnej dla panów była nieprecyzyjna. Nie wspomniałam mianowicie, że jest oznaczona szyldem “U Lidki” i jeden z panów udał się w las gdzie był świetnie widoczny, ku uciesze gawiedzi. Julietta jak zwykle odrobiła lekcje i przygotowała toast rymowany. Po wzniesieniu toastu “żebyśmy  mądrzeli z wiekiem i aby nie było to wieko od trumny” udaliśmy się do stołów. Pogoda i humory dopisały.

Poloneza czas zacząć. Marysia w tany rusza, Artur miast kontusza, dobywa pałę i też rusza. Taniec poloneza wokół tradycyjnego nordyckiego słupa Midsommar to prawie szczyt multikulti. O prawdziwym szczycie za chwilę. Po polonezie zdjęcie Biura przy wannie, a wanna historyczna z kabaretu niemoralnego pokoju. 

Zbliżamy się do głównego punktu programu. Konkurs na strój inspirowany którymś z programów Kabaretu BSB. Większość wcieliła się w “Ale kino”, choć nie tylko. Była np dama operowa z programu “Klasyka nam fika”. Było szereg reprezentantów “Obywatelu wracaj do PRL-u”: trochę hippisów, trochę facetów poważnych z okresu Solidarności oraz ja, reprezentantka wspaniałego dziesięciolecia w historii ludzkości – lat sześćdziesiątych. Było wielu pretendentów godnych nagrody, ale prezes BSB ufundował tylko jedno grand prix. Po dynamicznych prezentacjach odbyło się anonimowe głosowanie. Oto kandydaci na których głosowało wielu: pan z Solidarnosci PRL, panna z Harry Pottera, księżniczka Leia, Pretty Woman z pretty man

Lawrence of Arabia z hurysą, małpa z planety zdobyli wiele głosów. Małpa zdobyła serca mężczyzn i wydawca Marian wzruszony jej wcieleniem zafundował książkę bardzo potrzebną małpom. A oto szczyt multikulti: szejk z hurysą pod słupem midsommarowym.

 Grand prix otrzymał Artur Fintston! Jego perswazyjna pała przekonała wszystkie damy.

Nareszcie przyszła pora na quiz – profesjonalnie zorganizowany i wykonany przez prowadzącego Gustawa. Pytania bywały podchwytliwe, np dlaczego tańczymy wokół słupa w Midsommar. Odpowiedź “a czemu nie?” niestety nie była poprawna tylko jakieś tam androny o płodności, itp. Odpowiedź na pytanie: “Jaka jest średnia temperatura na największej pustynii na świecie?” zbulwersowała niektórych. Okazało się że -89 stopni, bo to Antarktyda. Zakwestionował to Marian: “nie ma wody na pustynii, ale musi być piach”. Gustaw i Gaia przygotowali też zagadki rozrzucone po ogrodzie, ale niestety nie było zbyt wielu chętnych do spacerów, dlatego pytania nadal wiszą i czekają. 

Zaczęło się ochładzać i wszyscy rzucili się na żurek i wtedy okazało się ze Einar, rodowity szwed, robi najlepszy polski żurek. Tajemnicą jest dodanie do niego kurek. Na koniec było trochę muzyki i śpiewów typowych dla Midsommar: Marysia na skrzypcach a Einar na akordeonie grali, my tańczyliśmy i dokładaliśmy polskie teksty, np pij pij pij bracie pij, na starość torba i kij. I ja tam bylam miód i kruszon piłam a o reszcie cicho sza …

I ja tam byłam miód, i kruszon piłam, a o reszcie cicho sza …