Cozumel to wysepka u północnych wybrzeży Jukatanu, niedaleko Cancun. Mieszkaliśmy prawie na trasie lądowania samolotów, co sprawiało mnie niesamowitą frajdę, bo tak z bliska jeszcze nie oglądałam lądowań. Jeśli chodzi o decybele, to nic w porównaniu z tym jak odezwała się Julka, lub jej braciszek Maks. Nasza willa zaraz nad napisem.
23 stycznia
Janusze zameldowali się z taksówką u nas ok. 5 rano. Na lotnisku sprawdzają dokładnie moją czerwoną piersiówkę. Ania jest zaskoczona kiedy wlewam zawartość do kawy – sądziła że to perfumy, a to orzechówka.
Lecimy do Cancun przez DDR, po to żeby się przelecieć największym samolotem świata Airbus 380, czyli lot do US do Houston. Jeszcze nie biorą odcisków palców u nóg, poza tym wszystkie, dwa razy, najpierw w maszynie a potem urzędnik. Potem cło i następny formularz, potem trzeba odebrać swój bagaż i osobiście go oddać w dalszą podróż, choć jest już nadany do Cancun. Wózek małej Julki nie zmieścił się w normalnej paszczy rentgena bagażu. Na lotnisku w Cancun Marcus anonsuje: Houston we have a problem – wózek został w Houston. Formalności trwają, wszyscy u kresu wytrzymałości, Maks powtarza po zdenerwowanym tatusiu: musimy wreszcie wydostać się z tego pieprzonego lotniska.
24 stycznia
Zwiedzamy Cancun z miejskiego autobusu, który przemierza całą mierzeję z wspaniałymi plażami i hotelami po jednej stronie a po drugiej ostrzeżenia przed krokodylami. Godne polecenia – koszt 15 koron.
25 stycznia
Wózek jeszcze nie dotarł na lotnisko. Z Julka na rękach ruszamy dalej do Playa del Carmen skąd bierzemy prom na Cozumel. I tu miła niespodzianka: trzech facetów gra tak że porywają do tańca jak Santana, ale nie wolno się ruszać, bo za bardzo huśta. A muzycy utrzymują pion!
Na nadbrzeżu nareszcie wita nas Maciuś, i tylko 10 minut taksówką i już witamy dzieci i Krystynę. Dom jak marzenie, na zachód i z własnym morzem, co prawda po schodkach, nie ma plaży dla dzieci, ale wystarcza im basenik.
W sąsiedztwie marina – na spacerach z dziećmi iguany za każdym krzakiem, koty, psy.
Wieczorami margherita, caperinha, cuba libre, oraz po prostu whisky. Potem jezioro łabędzie w wykonaniu tria Janusz z Jagodą i Elą. A w największe święto czyli 40 urodziny Ani, występują Mariachi, duzi i mali. Co śpiewali można sprawdzić we wpisie Piosenki.6 lutego znowu historyczne wydarzenie, choć tym razem bez Mariachi – ciężka rakieta nośna Falcon Heavy wyniosła na orbitę pojazd kosmiczny z Teslą Roadster i manekinem w stroju kosmonauty. Żal mi że Maciek nie mógł się zbliżyć na tyle do przylądka Canaveral żeby własnymi oczami zobaczyć to historyczne wydarzenie.
Byliśmy za to w historycznych ruinach Tulum, co wymagało wysiłku, bo dzieci się nosiło w upale. były tam też słodkie szopy potem był karnawał w Cozumel, ponoć tradycyjnie od 140 lat obchodzony prawie tak hucznie jak w Rio, w feerii kolorów
i piór
Cozumel to przystań największych statków pasażerskich, np ten 20-to piętrowiec. Zawija tam 1100 takich statków rocznie.
Przyszło się pożegnać z Maćkami, którzy wyjechali tydzień wcześniej
Potem trochę odpoczynku w baseniku. Szczególnie, że kuracja brzuszka po rybce zlecona przez brata – coca cola z rumem – sprawiła, że oglądałam sedes z bliska.
no i zbieramy się do powrotu. Wylot z Cancun
Przylot do Houston
No i już na lotnisku w Landvetter