Przyjechałam już po Światowych Dniach Młodzieży, a i tak było gwarno, wiele imprez, festiwali. Kraków tętni życiem. Na wystawę dzieł Siemiradzkiego przywiezionych ze Lwowa niestety spóźniłam się o jeden dzień: byłam świadkiem ładowania skrzętnie opakowanych obrazów do ciężarówki w asyście ok pół tuzina ochroniarzy z karabinami. Za to sama postrzelałam sobie z karabinu w towarzystwie zaprawionych myśliwych, czyli prawdziwych przyjaciół zwierząt.
W Krakowie poczucia humoru nadal nie brakuje – to dzieło sztuki na Wiśle: świnia na ruszcie, wszystko z betonu.