WERSJA Z WŁOCHEM (Z NOSA)

Narzeczonych miałam tylu, co na głowie włosów.
Kubek w kubek – każdy głupek, chociaż na swój sposób.
Jeden miał markowe dresy, drugi garnitury.
Lecz na mydle i szamponie znał się mało który.

Co z tego, że dziewczyny mają w bród witaminy.
Gdy polski chłopak – przykro mi. Gdy trzeba nie spać, to on śpi.
I chyba w całym świecie gorszego nie znajdziecie.
Aktywny by się przydał Włoch, nie żaden polski śpioch.

Choć do klasy robotniczej nie mam krzty uprzedzeń,
pewien kowal odpadł z braku dwóch zębów na przedzie.
Kiedy trzymał w ręce młotek, nie wiem daję słowo,
kto miał bardziej – ten, czy ten, złożoną osobowość.
Inny jak naprężył ramię miał potężny muskuł.
I kompletne uzębienie, za to braki w mózgu.

Jeden, choć gaduła straszna, zawsze mowę tracił,
kiedy kelner pytał o to, kto rachunek płaci.
Z miłym panem miałam romans, lecz się kontakt urwał,
gdy z dnia na dzień, pod Białystok, go przeniosła kuria.

Miałam raz u siebie w domu randkę z profesorem.
Kiedy wyszłam do łazienki zwiał z telewizorem.
Inny niczym król, co każdą rzecz zamienia w złoto,
wszystko w domu powymieniać umiał na alkohol.

WERSJA BEZ WŁOCHA

Co z tego, że dziewczyny mają w bród witaminy.
Gdy polski chłopak – przykro mi. Gdy trzeba nie spać, to on śpi.
Wali się na kanapę, nie pieści tam, lecz chrapie.
Aktywny by się przydał chłop, niech będzie nawet Włoch.