Zaczęło się na lotnisku w Goteborgu. Dokładnie tak jak wyśniło mi się w hallu w oczekiwaniu na lot robiłyśmy manicure. W Warszawie przywitał nas serdeczny komitet powitalny chóru Polonia i przetransportował, gdzie nas nakarmiono, napojono, zabawiono.

Wszyscy byli bardzo pomocni, Basia, Wiesiu, …. a szczególnie ten w środku zdjęcia – wiadomo Mareczek. Potem jeszcze oprowadzono nas po Łazienkach, z pawiami i innymi gwiazdami, jak na przykład ta gwiazda rewii łazienkowej:

Pośpiewałyśmy trochę przy Szopenie, jako namiastka koncertu, którego akurat nie było. Trafili się nam w przypadkowej publiczności Norwedzi, którzy odrazu rozpoznali skandynawską nutę.

Potem była kawka, mimo, że w kawiarni plenerowej z taką ilością decybeli, że para, która przypadkowo znalazła się w środku naszych stolików chyba się wzajemnie nie słyszała. Wydawało się im to jednak wcale nie przeszkadzać.

W Józefowie był bardzo długi stół, a na nim tort kanapkowy a la polacca – pozostał po obfitym stole z przyjęcia warszawskiego.

A jak sądzicie czym Hania tak zawzięcie otwiera wino?

Tak tuż przed występem przygotowywały się niektóre chórzystki.

Mimo tych przygotowań występ się udał. Otrzymałyśmy owacje na stojąco!

Potem pod dyrekcją Głuchy Jeleń pojechaliśmy do pracy w Zalesiu (po co my wzięłyśmy te kostiumy kąpielowe?)

Zdążyłyśmy jednak odwiedzić kilka sklepików na krzyż, szczególnie ten z butami. Kiedy dziewczyny go odkryły to zaczęły tuzinami wykupywać towar. Próbowałam wtedy podpowiedzieć Danusi, że może uzyskać jakiś rabat. Danusia na to do właściciela: “za te buty daję stówę”, on na to, że one kosztują 89 zł, Danusia na to: “OK, niech będzie 90”.

Oprócz prób były też wieczory biesiadne podczas których najczęściej raczyli nas dowcipami dwaj Romeo – senior i junior. Naszym ulubionym seniorem był Władziu, który jak się okazuje lepiej wykonywał porady najmłodszej naszej chórzystki niż samego Jelenia: kiedy mu powiedziała “Władziu gibaj się” to zaczął się gibać rytmicznie.

Na finałowy występ pojawiła się gwiazda i wszystkie fotografowałyśmy się z nią niczym z misiem na Krupówkach. Ula jest profesjonalistką i znosi to z szerokim uśmiechem na twarzy.