Na początku lipca wydarzyło się coś niezwykłego w Hebronie. Lokalny przywódca szejk Wadeeʾ al-Dżabari, wraz z czterema innymi przywódcami głównych klanów, wystosował propozycję zerwania więzi z Autonomią Palestyńską i utworzenie niezależnego emiratu Hebronu. Wyrazili oni też zainteresowanie przystąpieniem do Porozumień Abrahamowych i formalnym uznaniem Izraela za państwo żydowskie. Nie chcą wojny tylko stabilizacji i lokalnej kontroli. Nie fikcyjnej Palestyny rządzonej przez odległe elity z Ramallah lub irańskich pełnomocników w Strefie Gazy.

W Rafah w Strefie Gazy inny przywódca klanu Jaser Abu Szabab, głowa potężnej rodziny beduińskiej, otwarcie zwrócił się przeciwko Hamasowi. Zorganizował milicję zwaną „Siłami Ludowymi”, aby chronić konwoje z pomocą humanitarną i podważyć autorytet Hamasu w chaosie wojny.

Palestyna nigdy nie była państwem, zjednoczoną całością – ani geograficznie, ani kulturowo, ani politycznie. Hamas i Fatah nie mogą nawet dzielić władzy w ramach jednego rządu. Nie można narzucić państwa narodowego na wzór europejski plemiennemu, klanowemu społeczeństwu. Zamiast tego powstał Plan Emiratów. Zamiast forsować jedno sztuczne państwo między rzeką a morzem, tuż obok Izraela, plan sugeruje stworzenie mikropaństw na wzór emiratów, opartych na rzeczywistych lokalnych strukturach władzy: w Gazie, Hebronie, Ramallah, Nablusie, Dżaninie, Tulkarem itd. Każde z nich jest rządzone przez dominującą rodzinę lub klan – co jest już stanem faktycznym.