Film dostał ocenę 8,4 z 10 na IMDb, w zasadzie jedynie dzięki odtworzeniu koncertu Live Aid oraz świetnej grze odtwórcy głównej roli Ramiego Maleka. Scenariusz żenujący. Widać wyraźnie, że największy wpływ mieli tu pozostali członkowie Queen jako producenci, przedstawieni w filmie jak chodzące po ziemi anioły. W zasadzie to hagiografia Queen. Mam nadzieję, że jeszcze jeden film o Freddiem zostanie zrealizowany bez wpływu żyjących członków Queen.

Drobne nieścisłości nie rażą, choć nie powinno się nam imputować, że wiedział o chorobie w czasie Live Aid, jak to przedstawia film. Wcale też nie był ten występ przyczyną ponownego złączenia się Queen, bo zdążyli wypuścić już razem album The Works przed tym występem. Najbardziej jednak irytuje, negatywne przedstawienie tego, że Freddie miał karierę solową, tak jakby zdradził Queen, podczas gdy reszta grupy miała też kariery solowe. Poza tym właśnie wtedy powstały epokowe utwory Freddiego takie jak Barcelona

Nie miałam pojęcia, że Freddie był takim maniakiem kotów, traktowane były po królewsku, każdy miał swój pokój, a Freddie dzwonił do nich ze swoich turne. Nie wiedziałam też że Sacha Baron Cohen miał grać Freddie, ale się wycofał – może nie podobał mu się hagiograficzny scenariusz.