… kiedy oglądam generała Jaruzelskiego ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego. 36 lat temu stałam jak wmurowana przed telewizorem i myślałam sobie, że gdyby nie było języka to temu panu nie udałoby się stworzyć tej sytuacji. Zrozumiałam wtedy siłę stwórczą mowy, choć jej teoretyka Austina czytałam dopiero później na studiach w Goteborgu.
Ludzkość tworzy narzędzia, ale każdy kij dwa końce ma: energię atomową można wykorzystać do ogrzania lub spopielenia, język bywa śpiewem aniołów ale też bełkotem diabłów. W dodatku uchodzi to bezkarnie diabłom. Baczyński:
jakie szczęście że nie można tego dożyć
kiedy pomnik ci wystawią bohaterze
i morderca na nagrobkach kwiaty złoży.
Pan generał zadecydował o losie mojej rodziny. Brat był prawie w drodze na prom do Świnoujścia, ale nie dojechał i został w Szwecji, a my przyjechaliśmy do nich. I tak uciekając od socjalizmu znaleźliśmy się w najbardziej socjalistycznej demokracji.
Zadecydował też o skróceniu życia 56 młodych ludzi. I nie były to “jakieś bijatyki” i nikt nie “dochowywał jakiejś kultury w tym całym wydarzeniu”. Brutalna machina władzy wypuściła na nas nafaszerowanych wódką i narkotykami zomowców. Pamiętam.
Wraz z ogłoszeniem stanu wojennego pracownicy szli do swoich przedsiębiorstw na strajk okupacyjny. Marek poszedł z kocykiem koczować w miejscu swojej pracy, w budynku dla inżynierów przedsiębiorstwa Telpod, trochę oddalonego od głównych budynków tego dużego przedsiębiorstwa państwowego. Patrzyłam przez okno jak moją małą ulicą jadą czołgi rozbić strajk w Telpodzie. W sypialni spał spokojnie 3-letni Maciuś, a w Telpodzie brutalnie bito robotników, na inżynierów nie mieli na szczęście czasu.