Wredny (pracowity), i wcale nie różny (brzydki) chór wystąpił w krześle (stolicy) Macedonii. W Teatrze Narodowym poczęstowano nas szwedzką masą. Tak w skrócie można przedstawić turne chóru używając macedońsko-polskich false friends.
Chór wystąpił w śniadaniowym programie telewizji macedońskiej.
Potem koncert w katolickim kościele, na którym wśród publiczności było aż trzech ambasadorów.
Potem wielka gala w wieczór św Łucji w Teatrze Narodowym. Najpiękniejsze obchody Łucji jakie do tej pory widziałam.
Chór odśpiewał w foyer dwa utwory metajęzykowe, czyli wokalizy.
Po czym zajadał się szwedzką masą – tak nazywa się po macedońsku szwedzki stół.
Ambasador szwedzki Mats Stefansson mówił płynnie po polsku, bez akcentu. Okazało się, że jest polonistą, oraz bardzo sympatycznym facetem.Pozował chętnie do zdjęć niczym miś na Krupówkach.
Potem wyjazd do KFOR w Kosowie: autobus prowadzony przez dwóch przystojniaków z armi szwajcarskiej, eskortowany przez dwa gaziki z 4 przystojniakami z armii polskiej. Gorące przyjecie naszego koncertu zrekompensowało lodowatą temperaturę baraku.
Pożegnaniom z żołnierzami nie było końca, szczególnie z rzecznikiem prasowym Darkiem – wyjątkowo uzdolniony mężczyzna, nie dość że inteligentny to jeszcze czuły. Zdjęcie zamazane, żeby nie mogło służyć w sprawie rozwodowej.
Najwyźszy rangą był pan podpułkownik, też niczego sobie.
Na zakończenie koncert na przyjęciu Bożonarodzeniowym zorganizowanym przez ambasadę polską.
Oprócz tego były tańce, swawole, m.in. w jadłodajni. Wszystkie chciały tańczyć na rurze.
Nasz gospodarz o wszystkim donosił do ambasady, więc w końcu trzeba się było maskować.
Danusia znajdowała rury na wyłączność …
… lecz zaraz ruszał kabaret.
Bo w Skopje gdzie się nie ruszy to rura, pomnik, lub góra. Marta leczyła swój lęk wysokości w gondoli na górę Vodno przy chichocie życzliwych koleżanek.
Była też wspaniała wycieczka do grot w kanionie Matka, gdzie przeprawiałyśmy się łodzią. Wszystko to dzięki wspaniałemu gospodarzowi Jordanowi (lub Dżordano).