To świetna nazwa na ostatnio dominujące zjawisko: sygnalizowanie zacności. Ponoć autorką jest Libby Purves, dziennikarka brytyjska. To zasygnalizowanie otoczeniu moralnego zaangażowania, które tak naprawdę nic nas nie kosztuje, nie wymaga odwagi cywilnej ani żadnego konkretnego poświęcenia, a najgorsze to to, że nie jest oparte na jakimkolwiek rozeznaniu w sytuacji.
Podam kilka przykładów.
Ostatnio przez Szwecję przetoczyła się fala demonstracji za przyjmowaniem migrantów, nazywanych tu uchodźcami jeszcze zanim otrzymają status uchodźcy. Ludzie na manifestacji poczuli się dobrze: zacni ludzie w towarzystwie innych zacnych. Nie jestem jednak pewna czy któryś z nich zdecydowałby się na radykalniejsze obniżenie własnego standardu życia żeby pomóc innym. Ci którzy głoszą tutaj zalety migracji sami mieszkają w dzielnicach bez migrantów. Najgorsze w tym jest to, że oznacza to brak pomocy tym którzy nie stoją ante portas i których krzyk do nas nie dociera. Powinniśmy oceniać sytuację podobnie jak lekarz przy wypadku – pomagać najpierw tym którzy leżą cicho, nie tym którzy głośno krzyczą. Tak, ale wtedy możliwości sygnalizowania zacności byłyby bardzo ograniczone.
Przyszło mi do głowy, że skoro uciekinierzy uciekają przed wojującym islamizmem to powinno się przede wszystkim organizować manifestacje przeciw wojującemu islamizmowi. Ale takie manifestacje nie zebrałyby wielu uczestników, bo to już nie jest sygnalizowanie zacności, to wymaga prawdziwej odwagi cywilnej. Można stracić głowę jak dziennikarze z Charlie Hebdo.
Przedsiębiorcy mali i duzi prześcigają się w sygnalizowaniu zacności. Robiąc odciągi z podatku chwalą się przekazywaniem datków na uciekinierów na facebooku lub innych forach. Ja wspomagam wiele inicjatyw społecznych do zmniejszenia ubóstwa na świecie, bo uważam, że to absolutny skandal, że pozwalamy w naszych czasach gdzieś umierać dzieciom z niedożywienia. Ja też potrzebuję zasygnalizowałam moją zacność!