Ponoć nazwa jest myląca. Tak naprawdę chodzi o stres oksydacyjny.
Pewien biochemik, p. Jerzy Zięba twierdzi w książce Ukryte terapie, że można temu zaradzić witaminami, itp.
A oto co przeczytałam na blogu endokrynologa.

Stres oksydacyjny pojawia się w różnych okolicznościach i może być przyczyną wielu chorób. Do grupy chorób podejrzanych o wywoływanie przez stress oksydacyjny dołączyły choroby neurodegeneracyjne (Parkinsona, Alzheimera, stwardnienie boczne zanikowe), nowotwory, cukrzyca i wiele innych.

W badaniach medycznych pojawił się oczywiście pomysł, aby podjąć próbę ingerencji w opisane mechanizmy. Na przykład zwalczać wolne rodniki poprzez podawanie “zmiataczy” wolnych rodników, czyli substancji mających zdolności ich unieczynniania, oraz antyutleniaczy. Pomysł w wypaczonej formie przedostał się do Globalnego Śmietnika mediów, komercji i internetu, który szczególnie ukochał witaminy E, C i beta-karoten. Dziś już trudno znaleźć tekst dotyczący zdrowia, gdzie nie byłoby nic o wolnych rodnikach, utleniaczach i przeciwdziałających im przeciwutleniaczach.
Co z tych koncepcji utrzymało się do czasów dzisiejszych? Nie udał się żaden z dużych programów badawczych z użyciem suplementów diety i środków farmakologicznych o działaniu stricte “zmiatającym wolne rodniki” czy “przeciwutleniajacym”. Na przykład nie wykazano korzyści z podawania witamin o działaniu antyutleniającym w dawkach przewyższających dotąd rekomendowane zapotrzebowanie. Badania takie prowadzono z założeniem, iż ujawni się nie tylko znane od dawna działanie zapobiegające chorobom niedoborowym, ale ujawnią się dodatkowe korzyści z działania przeciwutleniającego. Tak jednak się nie stało.