Lecąc samolotem nad Europą łatwo zauważyć nowo przybyłe białe lasy na wzgórzach – lasy wiatraków.

Wiatraki wydmuchały politykom europoejskim zdrowy rozsądek. Najgorsze, że ich postanowienia nie są pozycjami w budżecie, które możnaby w publicznej dyskusji kwestionować. Zamiast tego odbywa się, jak zwykle, ciche sterowanie rynku energetycznego, w gospodarce niby “kapitalistycznej”. Tego kosztu nie widać w sprawozdaniach państwa, ale bardzo widoczny jest w każdej prywatnej kieszeni.

W 2003 wydano ustawę o tzw elcerfitikat w Szwecji, w 2006 przedlużono jej obowiązywanie do 2030 roku. Przedsiębiorstwa energetyczne muszą dostarczać pewną porcję energii z tzw odnawialnych źródeł, inaczej nie dostają zaświadczenia “elcertifikat”. Takie zaświadzczenia można sprzedawać. Tak więc przedsiębiorstwo energetyczne oparte na elektrowni atomowej może kupić zaświadczenie od przedsiębiorstwa bazującego na wiatrakach.

W ten niejawny sposób, drążąc nasze prywatne kieszenie bez pytania nas o zgodę (nie są to wydatki budżetowe) odbywa się największa w historii współczesnej Szwecji inwestycja infrastrukturalna w wiatraki. Ekonomiści obliczyli, że koszt tej inwestycji wyniesie 215 mld koron. Na rodzinę, nie na głowę, jest to koszt 47000 koron. Ciekawe jaki wynik dałoby referendum na ten temat. Kto z nas chciałby wydać 47000 na paskudne lasy wiatraków?

W Svenska Dagbladet jest świetny artykuł na ten temat:

http://www.svd.se/opinion/brannpunkt/mer-vindkraft-ger-dyrare-el_6583800.svd

Proponuję uniezależnienie się od sterowanego przez państwo rynku, np za pomocą innowacji jak niżej: