Fałszywymi śladami Jamesa Bonda
Z lotniska dubrownickiego trzeba się przedostać przez granicę neofitów niepodległości. Robią kserokopię każdego paszportu, i Chorwaci i Czarnogórcy. Autobusy wyładowane czarterowcami czekają więc potulnie na ich gorliwe egzekwowanie nowej granicy państwowej. Lądujemy na kwaterze w Herzeg Novi, czyli coś jakby Książ Nowy, podzielony na stare i nowe miasto. My mieszkamy w starym Książu Nowym, w kilkusetletnim domu z kamienia wapiennego, niestety w nowej dobudówce. Oznacza to paskudny smród wilgoci zamkniętej płytą z laminatu na ścianie łóżka, ale też widok na morze, własny taras, itp.
Trafiamy akurat na świeżo nabyty prazdnik niepodległości 23 maja. Świętuje się go 2 dni plus weekend, musimy zaczekać z wynajęciem samochodu i wybieramy się autobusem do Budvy. To najstarszy kurort czarnogórski, ale czarnogórcy nadal nie nauczyli się gościnności dla turystów. Traktują nas tak jak górale ceprów. Na stacji autobusowej w Budvie okazuje się jednak, że może być jeszcze gorzej, bo stację opanowała mafia. Bez peronówki wogóle się nie da wejść, nie ma rozkładu jazdy, oznaczonych przystanków. “Ten minutes” odpowiada goryl wpuszczający na stację na pytanie o autobus do Herzeg Novi. Po pół godziny czekania ruszam w stronę wejścia, żeby się upewnić co goryl ma na myśli mówiąc ten minutes. Kątem oka widzę autobus z napisem Herzeg Novi opuszczający stację. Na moją reklamację Goryl rzuca krótko: change tickets. Robimy change tickets, na czym tracimy po euro. Na pytanie o następny autobus dowiadujemy się: ten minutes. Gdzieś po godzinie opuszczamy szczęśliwi stację autobusem do Herzeg Novi!
Kraków ma więcej ludności na 327 km² niż Czarnogóra na 13 812 km². Same góry i woda. Pięknie jak w Norwegii a cieplutko i słonecznie. Jeździ się jelitkami po górach i podziwia widoki z wysokości 1700 m. Zatoka Kotorska i Jezioro Skadarskie należą do dziedzictwa przyrody UNESCO, nie bez powodu. Zatoka to jak fiordy norweskie, tylko z miasteczkami średniowiecznymi zamiast wsi. Kotor otoczony jest drugim co do długości murem obronnym na świecie – tak trzeba było się kiedyś chronić przed agresywnymi Turkami. Jezioro Skadarskie jest bardzo dziwne, bo mniej widać w nim wody niż rzęsy – na środku oczko wodne a potem rzęsa jak równy trawnik. Co ciekawe rosną w tym trawniku drzewa.
Chwalą się tam, że hotel Splendid Jamesa Bonda jest w miejscowości Becici pod Budvą, jednak film nie był wcale kręcony w Czarnogórze tylko w Karlovych Varach. A Hotel Splendid to nówka, jak zresztą duża część bazy turystycznej. Są też nostalgicznie komunistyczne ośrodki wypoczynkowe, najczęściej wczesny Gierek. Trafiamy do takiego w Ulcinj, ale nie decydujemy się tam nocować – aż tak do komuny nie tęsknimy. Ulcinj jest na samym południu, ma ooolbrzymią piaszczystą plażę, nazywa się zresztą Wielikaja. Jak już dotarliśmy w pobliże granicy Czarnogórsko-Albańskiej na Wielikej plaży to musieliśmy wychylić ciekawskie łby do Albanii.
Ależ była to wycieczka! W czasie – wstecz pół wieku.
Najpierw przeprawa (nie odprawa) paszportowa. Po 10 euro należy się od osoby za przywilej przekroczenia granicy. Najgorsze, że trzeba stać w prażącym słońcu i czekać do kilku okienek: starszego kaligrafa, który pieczołowicie ręcznie wypisuje wizę, ekonomisty pobierającego opłatę, kontrolera sprawdzającego wizy, żołnierza od paszportów, celnika od przemytu.
W końcu jedziemy już zobaczyć Wieliką plaże po stronie albańskiej. Konia z rzędem temu kto potrafi trafić bez błądzenia. Ta błotnista ścieżka to główny dojazd? U celu otwiera sie przed nami olbrzymia zaśmiecona łacha piachu z zasiekami z drutu kolczastego. Na tej kilometrowej “plaży” jest jedna osoba. Okazuje się, nienormalny. Opowiada jak wygrywa miliony w kasyno w stolicy Czarnogóry, ale “fuckin police” go zawozi prosto stamtąd do czubków. Jego brat ze Stanów też milioner, chce zbudować willę na wybrzeżu, ale co zacznie budowę to przyjeżdża fuckin police i burzy. Jak przystało na wzorowego albańczyka nie zwraca się do mnie (baba) tylko cały czas chce nawiązać rozmowę z Markiem, a Marek wiadomo, nie polemizuje.
Jedziemy wzdłuż jeziora Skadarskiego po albańskiej stronie. To główna międzynarodowa droga. Trzęsie jak na wozie drabiniastym. Tempo jazdy dyktuje nie tyle nawierzchnia drogi co osły, kozy, owce, krowy, bo ta droga to właściwie część ich pastwiska. Ciekawe, że konie nie wchodzą na szosę, choć jest ich mnóóóstwo. Pierwszy raz widzę w naturze jak ogiery pokrywają klacze.
Taka była ta wycieczka: wybraliśmy się w ślady Jamesa Bonda a wylądowaliśmy w Norwegii południa i przedsionku współczesności. A tak wygląda Wielika plaża po stronie albańskiej od strony morza.