Koniecznie zobaczyć!!! Ale przed seansem lepiej się trochę znieczulić, bo film jest bardzo mocny, nie w stylu hollywoodzkim. W roli głównej: Wojna. Statyści to żołnierze i cywile. Powiew historii łatwo zdmuchnie każdego, admirała, szeregowca czy cywila. Jedyne co człowiek może przeciwstawić walcowi historii to wolna wola. Mimo paraliżującego lęku wybrać zachowanie godności ludzkiej.
Nie wiem jak to robią twórcy filmu, ale widownia boi się razem z żołnierzami, jesteśmy na wojnie. Muzyka przyczynia się do tego walnie, ale tylko przyczynia. Wszystko tu współgra: oszczędność dialogów, dźwięk, filmowanie z perspektywy pojedynczego żołnierza, itd.
Ujęcia z lotu ptaka pokazują poprawne kolejki grenadierów, strzelców, itd, na plaży. Po każdym bombardowaniu ustawiają się porządnie ponownie do kolejek oczekujących na łodzie ewakuacyjne. 400000 żołnierzy na plaży śmierci i nie powstaje chaos, silniejsi się nie przepychają? Czy tak byłoby też dzisiaj?
Nie ma tu bohaterów, są tylko ludzie, którzy nie zgadzają się na pomiatanie sobą przez historię. Admirał nie ucieka ostatnią łodzią do Anglii – zostaje walczyć z Francuzami. Właściciel jachtu wyrusza ze spokojnego wybrzeża Anglii wprost w zawieruchę wojenną, żeby ratować żołnierzy brytyjskich okrążonych na plaży w Dunkierce kordonem wojsk niemieckich. Żołnierz walczy o przeżycie starając się nie stracić przy tym godności ludzkiej. W tej bezlitosnej cielesnej walce wręcz ze śmiercią nie ma miejsca na jakąś ojczyznę. Jest ona raczej gdzieś w podświadomości – bez walki nie będzie do czego wracać bo obcy zajmą twój dom.
Cóż za chichot historii. Obcy np w Nacka zajmują domy wraz ze swoim haremem. Mało – sami im za to płacimy. Jak bardzo różni się to od mentalności z Dunkierki. Czy są jeszcze mężczyźni gotowi stawić życie w obronie wspólnoty, tradycji? Ale jakiej wspólnoty, jakiej tradycji skoro w nastałej nam epoce nomadyzmu jesteśmy bez korzeni. Każdy emigrant się do tego przyczynia, ja też, nie tylko właściciel haremu w Nacka.