Kiedy wszystkie poprawne media kogoś zgodnie piętnują jako ostatniego zaprzańca, we mnie natychmiast odzywa się sceptyk. Czy ten Volkswagen to taki straszny oszust i przestępca? Czym zasłużył sobie na to, żeby go finansowo udusić? Qui bono?
Najpierw staram się pojąć na czym polega to inżynierskie przestępstwo. Otóż okazuje się, że dotyczy to wyśrubowanych norm zawartości tlenku i dwutlenku azotu, to te były celem sprytnego dopasowania oprogramowania do testów EPA – Environmental Protection Agency. Ciekawe, że dopiero po dwóch latach od zgłoszenia (California Air Resources Board was informed in May 2014). A jak bardzo szkodzą te związki azotowe? Otóż dwutlenek jest brudny ale już tlenek azotu to proszę bardzo: pozytywnie wpływa na pamięć i na erekcję członka.
Komu zależało na upupieniu największego producenta aut na świecie? Szczególnie teraz kiedy szturmem bierze rynek Volkswagen XL1?